środa, 21 stycznia 2015

NIE DAJCIE SIĘ OSZUKAĆ!

JESTEM WKURZONA, BARDZO WKURZONA


Ten post pochodzi z mojego bloga poświęconego książkom "O książkach mniej i bardziej znanych" (taki malutki autoplagiat), postanowiłam go jednak skopiować także tutaj, bo, po pierwsze post jak najbardziej dotyczy robótek na drutach, a po drugie może uda mi się ustrzec miłośniczki drutów przed rozczarowaniem, które stało się moim udziałem. 
Ostatnimi czasy pozazdrościłam szydełkującym koleżankom i postanowiłam nauczyć się robić serwety. Na drutach, oczywiście. W internecie jest sporo wzorów, ale jako tradycjonalistkach postanowiłam nabyć drogą kupna stare, dobre, papierowe książki. Pogrzebałam w internetowym antykwariacie, poszperałam wśród ofert wymiany i znalazłam kilka ciekawych pozycji. Kosztowały grosze (właściwie miała miejsce wymiana barterowa) - najdroższa w całej zabawie przesyłka, dlatego też kupiłam od razu kilka pozycji. 
Gdy książki dotarły byłam bardzo zadowolona. Przynajmniej do czasu. Dokładnie do momentu, gdy odkryłam, że książka Danuty Krajewskiej "Serwety" (Wydawnictwo "Wektor", Bydgoszcz 1991) jest stuprocentowym plagiatem. Wszystkie, podkreślam, wszystkie wzory, zostały żywcem skopiowane z klasyki gatunku - świetnej książki pani Wery Tuszyńskiej "Serwety wykonane na drutach". Nawet wstęp jest przepisany! Te dwie książki nie różnią się nawet jednym przecinkiem. Zrezygnowano jedynie z kilku zdjęć, tych gdzie pokazane są nie tylko serwety, ale całe aranżacje (nakryty stół, zdjęcie stojące na serwecie, itp.
Kto od kogo ściągał nietrudno odkryć. Książka pani Tuszyńskiej została wydana w roku 1958 (i jest to wydanie drugie), książka Krajewskiej ponad trzydzieści lat później.
Niby nie poniosłam wielkiej straty (w sumie tyle co znaczek i koperta), ale i tak jestem wkurzona - nie lubię, gdy mnie ktoś robi w konia. 
Nie mam pretensji do osoby, która się ze mną wymieniała. Jestem pewna, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że oferuje mi książkę będącą plagiatem. Jestem zła na wydawnictwo "Wektor". Oby właściciel smażył się w piekle! Oby przez całą wieczność dręczył go Urząd Skarbowy.
Żeby nie być gołosłowną zamieszczam przykładowe fotografie pochodzące z obu książek. Z lewej strony ilustracja pochodząca z książki wydawnictwa "Wektor", z prawej - z książki Wery Tuszyńskiej.



Gdyby jakaś dobra dusza miała jeszcze wątpliwości, że to może przypadek, że może skopiowano serwetę z babcinego kuferka, że może to pojedynczy, zapożyczony wzór, to śpieszę rozwiać wszelkie wątpliwości - tak jest ze wszystkimi wzorami i na dowód zamieszczam jeszcze jedno porównanie. Ponownie, z lewej strony ilustracja pochodząca z książki wydawnictwa "Wektor", z prawej - z książki Wery Tuszyńskiej. 


Myślę, że teraz już nie ma żadnych wątpliwości. Wzorów jest dwadzieścia sześć. Dla każdego z nich mogłabym zrobić podobne porównanie. Tylko po co?

Od czasu wydania książki przez "Wektor" minęło ponad piętnaście lat, pewnie nie ma już kogo ścigać za ten przekręt, ale to nie powód żeby takich zachowań nie piętnować, chociażby po to, aby wydawcy wiedzieli, że prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw!

PS. Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna myśl. Być może "Wektor" nabył prawa do książki Tuszyńskiej i "sprytnie" zmienił tytuł oraz autora, aby miłośniczkom robótek wepchnąć jeszcze raz coś, co już pewnie mają. Nie zmienia to faktu, że i tak mamy do czynienia z oszustwem!

niedziela, 18 stycznia 2015

NA POCZĄTKU BYŁA WŁÓCZKA

MELANŻOWY SWETEREK Z KARCZKIEM BRIOCHE


Włóczka: Greta Multi (melanż: dżinsowy, niebieski, naturalny)
Druty: 4 mm

Gdy zobaczyłam tą włóczkę - piękny melanż bieli i różnych odcieni niebieskiego: od bladego błękitu po ciemny granat nie mogłam się oprzeć. Pod wpływem chwili kupiłam kilka motków. Zabrałam się do roboty i tu zaczęły się schody.

Melanżowe włóczki mają to do siebie, że tworzą zupełnie nieprzewidywalne, wielobarwne  wzory. Nigdy nie wiadomo, w którym miejscu wypadnie który odzień. Efekt sam w sobie jest bardzo ciekawy (w końcu po to właśnie wymyślono melanże), ale bardzo trudno jest dobrać do włóczki odpowiedni splot. Zbyt wyszukany wzór w połączeniu z fantazyjnym układem barw stwarza wrażenie chaosu. Innymi słowy, co za dużo, to niezdrowo.

Zaczynałam i prułam kilkakrotnie, bo efekt końcowy był mocno niezadowalający. W końcu doszłam do wniosku, że najlepiej będzie postawić na prostotę. Ostatecznie jako ścieg podstawowy wybrałam zwykły dżersej, a żeby bluzeczka nie była całkiem nudna po namyśle

postanowiłam dodać karczek z guzikami. Karczek wykonałam ściegiem brioche, który niedawno opanowałam. Tego samego ściegu użyłam do zrobienia mankietów. Dzięki temu rękaw rozszerza się nieco na dole, co w moim przypadku (mam bardzo szczupłe, wręcz chude ręce) wygląda dobrze.

Dół wykończyłam robiąc podszywaną listwę. Co prawda wymagało to nieco szycia (nie przepadam za tym etapem robótki), ale chyba było warto, bo dzięki temu uniknęłam poszerzającego (i tak już obfite) bioderka.

Prawdę mówiąc, przystępując do robótki nie pomyślałam o jednym niebezpieczeństwie: włóczka melanżowa, niejako "przy okazji" tworzy poziome pasy, które, jak powszechnie wiadomo nie należą do wzorów wyszczuplających. Gdy to
sobie uświadomiłam, padł na mnie lekki strach, ale na szczęście przymiarka (i lustro) wykazały, że obawy były płonne - bluzeczka nie pogrubia. Być może dlatego, że większość dzianiny - poza karczkiem - jest dość cienka. Taki zresztą był plan - chodziło mi o ciuszek "jesienny", przydatny w dni, gdy w koszulowej bluzce jest za zimno, a na gruby sweter jeszcze za wcześnie.

A jeśli już o pogrubianiu mowa. Puchaty karczek świetnie równoważy dysproporcję "szeroki dół (pupa i biodra), wąska góra (ramiona). Szczególnie dobrze widać to od tyłu.

A teraz technikalia: sweterek robiłam od dołu, dookoła, aż do linii pachy. Dalej rozdzieliłam robótkę na przód i tył. To był najtrudniejszy moment pracy - przejście od ściegu brioche robionego w okrążeniach do ściegu brioche robionego w rzędach. Na szczęście tylko pierwszy rząd był trudny, dalej splot układa się naturalnie. Rękawy robione oddzielnie, klasyczne "zszywane", wszyte po zakończeniu robótki.

sobota, 10 stycznia 2015

CZAPKA I SZALIK

MOJA PIERWSZA PRZYGODA Z BRIOCHE


Włóczka: Opus MIMOZA, turkusowa
Druty: 3,5 mm

Ścieg Brioche od dawna mi się podobał, ale podchodziłam do niego niczym pies do jeża. W końcu jednak zebrałam się w sobie i ruszyłam do dzieła. Co może być lepszego do nauki nowego ściegu niż szalik? A jeśli już szalik, to i czapka do kompletu. I tak oto, w dwa wieczory powstał widoczny na zdjęciu zestaw.

Ścieg Brioche okazał się nadzwyczaj prosty. Najtrudniejsze są dwa pierwsze rzędy, bo robótka wygląda jak losowa plątanina. Początkowo nitki krzyżują się nieco dziwnie i trzeba przerobić jakieś dziesięć rzędów, by z chaosu wyłonił się wzór.

Ścieg Brioche jest niezwykle przyjemny w dotyku - bardzo miękki i elastyczny. Taki "przytulaśny". Idealny na czapki, szaliki i wszystkie te elementy garderoby, które mają nas otulać. 

Oczka, podobnie jak w ściegu patentowym są bardzo duże, nie należy więc przesadzać z grubością drutów. Wadą ściegu, przynajmniej w przypadku szalika i innych rzeczy, których nie zszywamy ani nie obrzucamy, jest niezbyt efektowny wygląd brzegu. Dlatego po bokach dodałam "rancik" ze ściegu francuskiego. 

Czapka robiłam dwoma ściegami. Brzeg to dość prosty warkocz, reszta to też ścieg brioche.

Cały zestaw przeszedł już próbę bojową w ciężkich warunkach pogodowych. Dobrze się sprawdził. Myślę, że to nie koniec mojej przygody z tym ścigiem

środa, 7 stycznia 2015

Biały sweterek robiony od góry


Bardzo, ale to bardzo nie lubię zszywać elementów dzianiny, dlatego też zdecydowałam się na sweter z karczkiem robiony od góry.
Włóczka: Opus Polo Natura, ecru
Druty: 5 mm, czyli trochę grubsze niż zaleca producent (zalecane 4-4,5 mm)


Wzór pobrałam z witryny Lion Brand. Klik. To prawdziwa kopalnia legalnych bezpłatnych wzorów. 

Oryginalny model był zakończony golfem, co mi niespecjalnie przypadło do gustu (nie chciałam, żeby golf wystawał spod kurtki - wolę założyć szalik w kolorze czapki), dlatego zakończyłam robótkę wcześniej, wykańczając pod szyją "na gładko". 

Gotowy sweter można podziwiać na zdjęciu obok. 

Prawdę mówiąc nie do końca jestem zadowolona z efektu. 

Po pierwsze, trzeba było lepiej przemyśleć wykończenie szyi - brzeg nieco sterczy, co moim zdaniem, wygląda trochę niechlujnie. Myślę, że jakaś wąska plisa bardzo by poprawiła ogólny wygląd.

Po drugie, rękawy są nieco za szerokie. Dobrze to widać na zdjęciu pokazującym sweterek od przodu. Jak na mój gust zbyt obfite. Problem jest nie tylko estetyczny (bo ktoś może mieć zupełnie odmienne zdanie), ale także praktyczny. Takie szerokie rękawy źle się układają pod kurtką czy płaszczem. Jeśli wrócę kiedyś do tego modelu z pewnością zrobię węższe.

Niezbyt podoba mi się też, że warkocz "rozjeżdża" się na biuście, ale to już wina mojej sylwetki. Model zdecydowanie bardziej nadaje się dla pań noszących mniejsze miseczki.

Model ma też kilka niezaprzeczalnych plusów. Przede wszystkim jest naprawdę prosty. Do zrobienia sweterka wystarczy znajomość podstawowych ściegów: ściągacza (ściągacz podwójny), ściegu dżersejowego (zwanego niegdyś pończoszniczym) oraz podstawowego warkocza.

Jeśli ktoś nie lubi (nie wszyscy są miłośnikami warkoczy), z tego ostatniego można zrezygnować i zrobić gładki sweterek. Chociaż wtedy wybrałabym jakąś ciekawszą włóczkę (może cieniowaną?).

Na zakończenie widok sweterka od tyłu.